sobota, 8 września 2012

rozdział 8


   Romano wtulony w pościel, coś cichutko mruczał przez sen. Oddychał miarowo z różowymi policzkami na twarzy. Jego brąz włosy były porozrzucane na całej długości koszuli Antonio. Dzisiejszej nocy to on mu służył za poduszkę. Hiszpania przytulał go do siebie wsłuchując się w jego serce, nasłuchując czy aby na pewno żyje. Może to było dziwne ale jednak tak było.
   Wpatrywał się tak w niego już tak z godzinę. Nie mógł się na niego napatrzeć.     „Jak on słodko wygląda kiedy śpi... jak on w ogóle słodko wygląda... zawsze.”
Postanowił jednak wstać, po to by zrobić swojemu Romanusiowi śniadanko do łóżeczka. Chyba aż za bardzo zaczęło mu odbijać na jego punkcie.
   Zszedł na dół. „Pasta odpada. Będzie na obiad. Chociaż on by mógł ją jeść codziennie na śniadanie, obiad i kolację. On tak, ale ja nie. Będzie jajecznica.”
zadecydował w końcu i wziął się za to. Do jajecznicy, jak to w jego zwyczaju, dodał pieczarki i cebulę. A do tego dodał francuskie tosty „on je uwielbia”. Zrobił porcję dla nich dwóch po czym poukładał wszystko włącznie z kakaem na tacę/stolik śniadaniowy i wszedł z tym wszystkim na górę.
   Romano spał, do czasu aż nie poczuł zapachu jedzenia. Zielonooki lekko uchylił swoje oczka i zobaczył Antonio stawiającego przed nim na łóżku jedzenie.
  • Dzień dobry – powiedział czule całując go w czółko. Romano spodobało się to, lubił kiedy tak robił. - Jak się spało?
  • Cieplutko. - powiedział rozciągając się.
   Hiszpania uśmiechnął się lekko pod nosem.
  • Smakowicie wygląda. - pochwalił go.
   Po czym zaczęli jeść. Zielonooki jak zawsze pochłonął swoją porcję. On był wiecznie głodny, no cóż...
   Po śniadaniu Antonio darował sobie natychmiastowe mycie naczyń. Zamiast tego położył się na łóżku pociągając za sobą młodszego.
Jego dotyk go piekł. Wręcz parzył. Nie chciał go... ale nie potrafił mu odmówić, kiedy widział jaką radość mu sprawiał kiedy po prostu był i dał się całować... dotykać. Ta pasja z jaką Hiszpania na niego patrzył. Że też tyle czasu on tego nie zauważył.
   Antonio zaczął go całować. Delikatnie. Z każdą chwilą coraz bardziej zachłanniej, aż w końcu jego język wszedł do jego ust.
   Romano zacisnął powieki. Spiął się cały, na co Hiszpania oderwał go od siebie.
  • Zmuszasz, się. - powiedział smutno, grobowym tonem.
  • Nie, ja tylko...
  • nie chcesz tego robić.
  • To nie tak! - próbował załagodzić sytuację.
  • Romano... Dlaczego ty mnie nie możesz pokochać?! - nie wytrzymał i z jego oczu poleciała pojedyncza łza. - Dlaczego mnie nie kochasz?
   Wybiegł z pokoju do łazienki. Usiadł na zimnych kafelkach. Ryczał, jak dziecko.
Pragnął jego ust i nie tylko ich ale jego samego. Ale nie chciał go do niczego zmuszać. Do miłości nikogo nie można zmusić. Nie chcę żeby z tej szansy którą dostał przerodził się związek którego Romano nie będzie chciał, ale będzie w nim trwać przez Antonio. A właściwie przez to ze nie chcę go zranić.
Romano go kochał, ale jak brata jak Venezjano, ale nic poza tym. Jednak był on dla niego ważny i nie chciał go krzywdzić.
   Drzwi frontowe trzasnęły. Romano wyszedł. Może tak lepiej? Antonio podszedł do okna. Widział jak idzie przed siebie. Odwrócił się tylko raz, wiedział ze jest obserwowany, spojrzał w okna łazienki wprost na Hiszpanię, po czym poszedł dalej.
   Brunet zerwał się na równe nogi. „Muszę z nią porozmawiać. Muszę komuś się zwierzyć” pomyślał. W ekspresowym tempie zaczął się ubierać. Chwilę później już był w drodze do swojej przyjaciółki Belgii.
  Doszedł. Energicznie zapukał w drzwi.
  • Już idę! - zawołała jak zawsze swoim miłym i sympatycznym głosem. - Antonio?! Jak miło cię widzieć, dawno już u mnie nie byłeś. - uśmiechnęła się przyjaźnie. - Ale coś się stało? Płakałeś. Proszę wejdź. - wpuściła go do domu.
  • Cześć. - mało ambitnie, ale tylko na tyle było go stać w tym stanie emocjonalnym w którym się znajduję.
  • Choć właśnie robię ciasteczka. Pierwsza blacha właśnie stygnie, poczęstuj się, a ja zaparzę kawy, bo zdaję się że zapowiada się długa rozmowa. - powiedziała prowadząc go do kuchni. - To co się stało? - zapytała gdy usiadła na krześle przy kuchennym stole. - Chodzi o Romano, prawda?
  • Tak. Alicja, dlaczego on mnie nie kocha?
  • A kto go tam wie? Oboje wiemy że nigdy nie wiadomo co mu chodzi po głowie, jest nieobliczalny... i nieobliczalnie słodki z powyższego...
  • Kocham go za to...
  • Wiem. Dlatego nie mam zamiaru robić ci wykładu pt. „Spróbuj o nim zapomnieć” bo wiem że nie dasz rady. Ale wiemy oboje że do miłości nie można nikogo zmusić, dlatego... wiem ze nie chcesz o tym słyszeć... ale jeśli cię nie pokocha...
  • będę musiał o nim zapomnieć albo cierpieć w samotności na jego oczach.
  • Dla jasności, wolałabym z dwojga złego tą pierwszą opcję.
  • Wiem.
  • Proszę cię, tylko się nie załamuj z jego powodu.
  „Łatwo powiedzieć, ale wykonać... Co jest ze mną nie tak? Dlaczego on mnie nie chcę?” 

piątek, 31 sierpnia 2012

rozdział 7


   Po poprawinach Anglia i Japonia idą razem do domu Artura. Japonia jak na razie nie odzywa się ani słowem. Jednak musi z nim pogadać. O tym co wydarzyło się pomiędzy nimi na parkiecie. Nie chciał cofnąć swoich słów jednak chciał wiedzieć jak to wszystko wygląda z perspektywy Anglii. Czy on w ogóle chciałby z nim być? Na weselu powiedziałby „tak” ale czy tak na poważnie?
Weszli do domu.
  • Honda co cię tak martwi? - zapytał go czule.
  • Ja...
  • Mi możesz powiedzieć. - powiedział przytulając się do niego.
    Na ten mały czuły gest ze strony Artura, Japonia wtulił się w jego zagłębienie pomiędzy szyją a obojczykiem.
   Anglii spodobała się jego reakcja. Delikatnie wziął go na ręce by po chwili razem z nim wylądować na sofie w salonie. Honda nie protestował temu, po prostu wtulił się w niego jeszcze bardziej i dał się nieść.
   „Jego zapach... i ta bliskość... On... jak ona na mnie działa...” Japonia patrzył w zielone oczy Anglii. Były piękne. Z każdą sekundą serce biło mu coraz mocniej i coraz bardziej się obawiał że Artur poczuje jak mocno ono bije.
  • Japonia, martwię się o ciebie. Bo cię kocham dlatego proszę nie martw mnie i powiedź o co chodzi.
   „Kocham. On to powiedział. On to powiedział. On to powiedział. Cholera to mi się nie śni! ON TO POWIEDZIAŁ! „bo cię kocham” on to naprawdę powiedział.”
  • Już nic mnie nie martwi! - powiedział szczęśliwy. Tyle mu wystarczyło do szczęścia. Nic więcej się nie liczyło. Teraz był tylko on i Artur oraz jego cudowne zielone oczy.
   Mógłby być teraz koniec świata. Właśnie teraz kiedy on jest w ciepłym i czułym uścisku jego mocnych, silnych ramion.

Hiszpania zamknął drzwi i tylko czekał aż Romano zdejmie buty. Dla niego dzisiaj to trwało prawdziwą wieczność.
Gdy tylko skończył wpił się namiętnie w wargi „przyjaciela?” to określenie już coraz mniej do nich pasuje.
   Romano patrzył na niego wielkimi, zdziwionymi oczkami. Jednak nie odepchnął go od siebie tylko dał się ponieść przyjemności. Zamknął oczy. Pozwolił mu kontynuować. Jego usta były... cudowne? Tak właśnie takie były. Antonio całował cudnie, bardzo długo i namiętnie sprawiając Romano coraz to większe rumieńce na twarzy.
   Hiszpania oderwał się od niego i wziął go na ręce, w ten swój wyjątkowy sposób zarezerwowany dla Romanusia. Wszedł tak z nim na górę i położył go na łóżku, po czym sam zajął miejsce koło niego.
Potem już tylko zatracili się w pocałunkach. Antonio delikatnie wsunął swój język w jego wargi, powolutku obserwując reakcję młodszego. Romano wtulił się w   Hiszpanie, chciał więcej, podobało mu się to.
   Antonio usiadł na jego biodrach i rozpinał guziki od jego białej koszuli, by po chwili obsypywać jego tors milionami pocałunków.
Romano co chwila cichutko pomrukiwał z przyjemności.
Ręce Atonio szukały rozpaczliwie puntu zaczepienia.

   Japonia jakimś magicznym sposobem znalazł się na łóżku w sypialni Anglii, a dokładniej na łóżku pod Arturem.
Oboje byli bez koszulek. Honda jak w jakimś amoku pozwalał Anglii robić ze sobą wszystko. Dosłownie. Powoli z jego nóg zsuwały się spodnie.
Głośno przełknął ślinę jednak nie przerwał mu czynności.

sobota, 25 sierpnia 2012

rozdział 6


  • Dlatego jest mi smutno. - powiedział szczerze Romano.
  • Dlaczego?
  • Bo ja ciebie nigdy tak nie uszczęśliwię. - powiedział smutno, naprawdę chciał zobaczyć szczęśliwego Antonio, swojego najlepszego przyjaciela, ale wiedział że przez siebie samego to nie będzie możliwe.
  • Dlaczego?
  • Co?
  • Dlaczego... dlaczego nie dasz mi szansy? Ja cię kocham, z dnia na dzień coraz bardziej. Ja nie wytrzymam rozumiesz? Proszę spróbujmy... - zalegał.
  • Ale ja nie chcę ryzykować naszą przyjaźnią.
  • Ale... ale jak nam nie wyjdzie, to trudno. Zapomnimy o całej tej sytuacji i będziemy udawać że nigdy nic nie było. Przynajmniej ja ze swojej strony to obiecuję.
   Romano nie wiedział co ma powiedzieć. Puścił przyjaciela i wybiegł z sali. To było trochę za dużo jak na jego głupiutką osobę.
  • Romano? - zdziwił się Polska widząc go na dworze siedzącego pod ścianą. - Coś się stało?
  • Tak.
  • Chodzi o Antonio?
  • Skąd wiesz? - zdziwił się.
  • Nie istotne. O co chodzi?
  • On się we mnie zakochał i... - wysłuchał całą tą historię od początku do końca, pomimo iż znał ją całkiem dobrze, przynajmniej z perspektywy Hiszpanii.
  • Krótko mówiąc on chce od ciebie szansy?
  • Tak... i nie wiem co powinienem zrobić ja...
  • Słuchaj. - przerwał mu – Ja zanim byłem z Litwą przyjaźniłem się z nim bardzo długi czas, może nie tak długo jak ty z Antonio, ale zawsze. I on też się po jakimś czasie we mnie zakochał. I gdybym mu wtedy nie dał szansy, nie przekonałbym się co mogłem stracić.
  • Czyli że ja powinienem, dać szanse Antonio?
  • Tak, tak uważam.
  • Dlaczego?
  • Może to dziwnie zabrzmi ale, on patrzy na ciebie takim samym rozmazanym wzrokiem jakim na początku patrzył na mnie Litwa, jakim Rosja patrzył na Chiny i jakim Anglia patrzy na Japonię. I wiesz co? Ja mam dziwne wrażenie jak na was patrzę że wam też się ułoży.

   Wesele się skończyło, gdzieś tak o siódmej. Rano pojechali do domu by o szesnastej przyjechać na poprawiny.
  • Dobra! UWAGA! Gramy w butelkę! - krzyczał Ameryka na niezłym kacu – A więc tak, zasady. Każdy każdego całuje nie zależnie od płci, od stanu cywilnego bądź statusu „w związku”, każdy każdego całuje bez wyjątków, chyba że się trafi rodzeństwo wtedy obydwoje oddają fanta, ok?
  • OK! - wszyscy krzyknęli chórkiem po czym usiedli w gigantycznym kole.
  • Mogę zacząć? - zapytał Ameryka. Wszyscy twierdząco pokiwali głowami więc zaczął.
   Wypadł mu Francja. Na cóż jak wszyscy to wszyscy. Podszedł do niego i złożył na ustach blondyna krótki pocałunek nie robiąc przy tym żadnych ceregieli.
Francja zakręcił butelką. Anglia. „O szlag by to...” Francja z uśmieszkiem na ustach podszedł i pocałował Anglię, dość długo i czule co nie spodobało się Japonii.
   Anglia zakręcił. Hiszpania. Wszyscy w śmiech włącznie z braćmi Włochy. Anglia podszedł i dosłownie cmoknął go w usta.
   Hiszpania zakręcił. Kręci się, kręci się, kręci... kurczę co jest z tą butelką?! W końcu się zatrzymuje. Romano. Antonio się uśmiecha jest widocznie zadowolony z obrotu sprawy. „No cóż...” podszedł do niego i go pocałował, powiedzmy że czulej niż by to przy grze w butelkę wypadało. Jednak nikomu to nie przeszkadzało, wszyscy widzieli ze coś się między nimi dzieję.
   Potem butelka powędrowała do Romano a tu Venezjano. Znowu śmiech. Chłopaki zdjęli po jednym bucie/fancie i gra toczy się dalej.
   Venezjano zakręcił, Niemcy... nie dobrze. Ludwikowi też to się średnio podobało, no ale cóż. Włochy północne podszedł do niego i pocałował go czule. Chciał szybko ale coś mu nie wyszło no cóż.
   Niemcom wypadł Rosja od którego czuło się jeszcze alkohol. No dopiero teraz był on wielce szczęśliwy.
   Rosji wypadł Chiny. To dopiero był czulszy pocałunek niż na grę w butelkę by wypadało.
   Chinom wypadł Litwa. Znowu wszyscy w śmiech.
Litwie wypadł Polska. I teraz wszyscy się obudzili. Nie było osoby na sali która nie wołała by „gorzko, gorzko!” no i cóż jak na panów młodych przystało zrobili niezłe widowisko, ku radości swoich gości.

   Grali całkiem długo i większość gości po dwudziestej już sobie poszła wtedy Romano podszedł do Antonio.
  • Wiesz przemyślałem to i... - powiedział patrząc za siebie. - Egh dam ci tą szanse. - dopowiedział patrząc w jego piękne oczy.

one shot - Gerita


   Całe wesele siedziałem koło niego, rozmawialiśmy choć on jak zawsze był małomówny. Jak zawsze był chłodny i szorstki. Jego niebieskie zimne oczy nie wyrażały żadnych emocji. Był jak skała. Gdy nagle Litwa wrzasnął:
  • Uwaga! Wszyscy dobieramy się w pary! Nie ma możliwości nie tańczenia! Wszyscy tańczą!
   Nie czekałem na nic więcej, właśnie na taką okazję czekałem cały wieczór. Chwyciłem go za rękę i wyciągnąłem go na parkiet nawet nie pytając czy on chce ze mną tańczyć.
  • Ale uwaga, tańczymy wolnego! Każdy każdego przytula!
  • Co?! - wrzasnął Niemcy kiedy się w niego wtuliłem.
   Nie spodobało mu się to, ale jak wszyscy to wszyscy.
Ludwik prowadził lekko mnie do siebie przytulając, tak sztywno i sztucznie, ale nie przeszkadzało mi to. Zamknąłem oczy delektując się jego zapachem i ciepłem? Chyba tak. Chciałbym się do niego zbliżyć jeszcze bardziej, ale jak?
Niemcy odsunął mnie.
  • Chyba jesteśmy za blisko siebie. - powiedział odsuwając mnie od siebie.
   Wtedy łzy samoistnie napłynęły mi do oczu. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu odkąd się w nim zakochałem, a on... Mnie od siebie odsuwa.
Puściłem go i odwróciłem się do niego tyłem po to by uciec z sali. Zanim wybiegłem już płakałem.
Nie chcę akurat go kochać. Naprawdę nie chcę kogoś tak twardego i zimnego, szorstkiego i obojętnego. Dlaczego to musiało mnie spotkać?


*** zmiana osoby mówiącej

   Dlaczego on mnie się tak uwiesił? Dlaczego chciał akurat ze mną tańczyć? Dlaczego on się rozpłakał? Przecież nie z mojego powodu, ja mu przecież nic nie zrobiłem. Ale dlaczego on tak zareagował? To chyba normalne ze dwóch facetów nie powinno być tak blisko siebie. No chyba ze byli by ze sobą (…) czy on... nie to nie możliwe. 

niedziela, 19 sierpnia 2012

rozdział 5


   „W końcu wyszło na to że idę sam. Na ślub moich przyjaciół. Będą wszyscy. Już się cieszę... dlaczego ja to zrobiłem? Może nie powinienem był mu tego mówić. Kocham go, ale chyba nie powinienem był mu tak wczoraj mówić.” westchnął „No cóż czasu nie cofnę.”

   Ceremonia była krótka, ale treściwa. Po ceremonialnym „Tak” ślub przerodził się od razu w wesele. Prawie wszyscy się bawili. Ale najlepiej z nich wszystkich oczywiście młoda para, która co chwila od swoich gości słyszała „gorzko, gorzko!”. Po całej sali biegał już pijany Rosja nalewając wszystkim do kieliszków wódki, niezależnie od tego czy ktoś tego chciał czy też nie. A za nim biegał jego chłopak, czyli Chiny, i każdemu nalewał do drugiego kieliszka (bo każdy tam miał po dwa) sake, również nie pytając się nikogo czy sobie tego życzy. Impreza trochę zwolniła tępa jak pijany Rosja poszedł spać pod stół razem z Chinami. Wszyscy się świetnie bawili, no z małym wyjątkiem, Hiszpanią.
   Siedział sam przy stole patrząc tępym wzrokiem na Romano. A ten bawił się świetnie, z innymi i nawet na niego nie spojrzał.
  • Hej Antonio, co się dzieje? - zapytał Litwa siadając koło niego.
  • Nic, takiego.
  • Nie wmówisz nam tego, wiesz? - powiedział Polska siadając po jego drugiej stronie.
  • Nie chcę, wam psuć wesela...
  • A widzisz, nie chcesz a to robisz. Powiedź. Chodzi o Romano, prawda?
  • Tak. - powiedział smutnym głosem. - Ja go kocham... Jak wariat... - rozpłakał się – ale on na mnie nawet nie spojrzy, tak jak ja bym tego chciał – łza spływała za łzą.
  • Opowiedz nam. - poprosił Polska.
   Hiszpania opowiedział o tym wszystkim, a łzy płynęły jeszcze bardziej. Przy tej opowieści wypili we trzech całą flaszkę.
  • Musimy coś zrobić, kochanie. - powiedział Polska.
  • Masz rację. - i zanim Antonio zdążył zaprotestować wstał. - Uwaga! Wszyscy dobieramy się w pary! Nie ma możliwości nie tańczenia! Wszyscy tańczą!
   Powoli zaczęły formować się pary.
  • Romano! - zawołał Polska.
  • Tak?
  • Mógłbyś zatańczyć z Antonio? - poprosił. - Jest tu taki samotny... Myślę że to nie będzie dla was nie komfortowa sytuacja. Nie takie rzeczy pewnie robiliście... to jak?
  • N-no dobrze... Czekaj, CO? (…) No cóż, chyba nie mam wyboru. - podszedł do Hiszpanii – Zatańczysz?
  • Jasne.
  • Ale uwaga, tańczymy wolnego! Każdy każdego przytula!
  • CO?! - wrzasnął Niemcy który już był w objęciach Wenezjano.
  • To co słyszałeś. - powiedział Włochy północne wyraźnie zadowolony z obrotu sytuacji.
   Romano głośno przełknął ślinę. No cóż nie miał wyboru, musiał objąć swojego przyjaciela.
  • Przepraszam – powiedział Hiszpania przyciągając go mocniej do siebie.
   Chwilę później na parkiecie tańczyli wszyscy, nawet zupełnie pijany Rosja z Chinami.
  • Jak nie chcesz nie musimy tego robić... - powiedział Antonio.
  • Tak wiem, ale Polska mnie o to poprosił. Dzisiaj nie mogłem mu odmówić.
  • Rozumiem. - On sam wolał go puścić. Jego bliskość nie dobrze na niego działała. Jednak było to przyjemne. To ciepło, zapach, wariował od tego. Chciał więcej, znacznie więcej, ale nie mógł.
  • Antonio, przepraszam.
  • Ty mnie? Za co? - zapytał zdziwiony.
  • Nie powinienem był ci tak powiedzieć. W sumie to miłości się nie wybiera, nie mogłeś nic na to poradzić. Przecież mnie sobie nie wmówiłeś. Dzisiaj to dopiero zrozumiałem kiedy zobaczyłem Polskę i Litwę.
  • Dlaczego akurat na ich widok.
  • No bo, kiedy na nich patrzę odnoszę wrażenie że zupełnie do siebie nie pasują. Jednak kiedy przyjrzeć im się bliżej, widzi się jak bardzo siebie kochają pomimo tych różnic.
  • Masz racje.
  • Dlatego jest mi smutno.
  • Dlaczego?
  • Bo ja ciebie nigdy tak nie uszczęśliwię. - powiedział smutno, naprawdę chciał zobaczyć szczęśliwego Antonio, swojego najlepszego przyjaciela, ale wiedział że przez siebie samego to nie będzie możliwe.

  • Uwaga! Wszyscy dobieramy się w pary! Nie ma możliwości nie tańczenia! Wszyscy tańczą! - wrzasnął na całą sale Litwa - Ale uwaga, tańczymy wolnego! Każdy każdego przytula! - dodał.
  • Zatańczysz? - zapytał Anglia.
  • Jasne, w sumie to i tak nie mam większego wyboru. - powiedział wtulając się w niego. „Przyjemnie” pomyślał.
  • No ale pomimo tego jest całkiem przyjemnie, nie uważasz?
  • Tak. - przyznał „Przyjemne, to dobre słowo” wtulił się w niego jeszcze bardziej. Biło od niego przyjemne ciepło. Przyłożył ucho do jego klatki piersiowej. Jego serce biło jak szalone. „Dlaczego tak mocno bije, czyżby on... nie to nie możliwe. A może jednak, może to jest powód dla którego mnie wcześniej pocałował...”
   Anglia westchnął.
  • Przeszkadza ci to? - zapytał odrywając się od jego torsu.
  • Wręcz przeciwnie. - powiedział patrząc na niego maślanymi oczami, na co się soczyście zarumienił. - Ani trochę mi to nie przeszkadza, twoja obecność mi nigdy nie przeszkadza.
  • Wiem. - powiedział patrząc na niego.
  • Japonio, czy ja...
  • możesz – dokończył wiedząc o co go prosi.
   Anglia schylił się nad nim i go pocałował. Całował go długo i namiętnie aż nie usłyszał oklasków. Gwałtownie oderwali się od siebie otwierając oczy. Dookoła nich stało grono ich przyjaciół, którzy im klaskali. Spodobało się im to widowisko które zostało im zafundowane.
Honda zrobił się czerwony jak cegła i wtulił się w Anglię chowając twarz.
  • Wiesz o tym że od dzisiaj jesteś moim chłopakiem? Nie pozwolę sobie na takie widowisko, na marne. - powiedział cicho przez zaciśnięte zęby Japonia.
   A Anglia wraz ze słowami „Wiesz o tym że od dzisiaj jesteś moim chłopakiem?” stał się trzecim najszczęśliwszym chłopakiem na tej sali, oczywiście zaraz po panach młodych. 

rozdział 4


   Hiszpania obudził się pierwszy, pomimo iż jest strasznym śpiochem. Całą noc nie mógł spać, przewracał się z boku na bok, a jak udało mu się choć na chwilę usnąć, to spał płytko i niespokojnie. Całą noc myślał o Romano. Ach jak on chciał żeby on koło niego leżał. Żeby cichutko oddychał, wtulony w pościel... Marzenie...
   W końcu wstał. Poszedł do kuchni. Zrobił czarną kawę, bez cukru ani mleka.    „Romano takiej nie lubi” pomyślał „On w ogóle nie lubi kawy, woli kakao”. Usiadł i zaczął czytać gazetę, starą. „Nic ciekawego.” Wstał i podszedł do lodówki. „Co by tu zrobić?... Może pastę? Nie nie umiem jej robić, przecież nie chcę go otruć. No to kanapki?... Przecież ich nie znosi... zrobię zwykłą jajecznicę ze szczypiorkiem, cebulą i pieczarkami. Tak to dobry pomysł, i jedyne coś czego nie schrzanię.” pomyślał i zaczął ją robić.
   Chwilę później po domu roznosił się smaczny zapach jajecznicy, który obudził takiego żarłoka jakim jest Romano. Poszedł prosto do kuchni. Zobaczył Hiszpanię w samych bokserkach i koszulce. Mimowolnie spojrzał na jego ciało. Zarumienił się, zawsze to robił. Nie raz go widział w samych bokserkach, bez koszulki, kiedy u niego nocował. Jednak zawsze na jego widok się rumienił. Po czym zwrócił uwagę na to co robił. Nieudolnie coś gotował. Podszedł do niego bliżej.
  • Co robisz?
  • Śniadanie. - spojrzał na patelnię.
  • Jajecznica?
  • Jajecznica.
  • Nie źle ci idzie. - pochwalił.
  • Tak? - ucieszył się, jego zdanie pod względem kuchni (z resztą nie tylko pod tym względem) było dla niego bardzo ważne. - Widać twoje lekcje gotowania dały efekt.
  • Zdecydowanie.
   Usiedli przy stole i zaczęli jeść. Nie odzywali się do siebie. Jakoś od miłosnego wyznania Hiszpanii, nie mieli o czym rozmawiać. To smutne że tak się stało. Przecież byli najlepszymi przyjaciółmi. A teraz głupiego zdania nie potrafią zamienić.
   Zjedli śniadanie. Hiszpania dopijał swoją kawę a Romano kakao. Ktoś zapukał do drzwi.
  • Otworzę – powiedział Antonio.
  • Cześć Hiszpanio! Mam nadzieję że cię nie obudziliśmy. - powiedział Polska. - Przepraszamy za tak wczesną porę.
  • Nic się nie stało. - powiedział i wpuścił Polskę oraz jego chłopaka, Litwę do środka. - Domyślam się że skoro tak wcześnie do mnie przyszliście to macie w tym jakiś cel.
  • Tak. - odpowiedział mu Litwa. - I dobrze że ty też tu jesteś – powiedział do Romano. - chcielibyśmy zaprosić was na nasz ślub.
  • Ślub? - zdziwił się Hiszpania.
  • Tak, postanowiliśmy się pobrać – powiedział Polska.
  • I wy jesteście zaproszeni.
  • To kiedy? - zapytał Romano.
  • Jutro.
  • CO?! - wrzasnęli oboje.
  • Nie chcieliśmy czekać. Już dawno byliśmy zdecydowani. Wczoraj, to był impuls zebraliśmy się i załatwiliśmy wszystko od razu.
  • A gdzie to będzie?
  • W naszej ulubionej restauracji.
  • A o której?
  • O osiemnastej.
  • W porządku – powiedział Antonio. - to do jutra, pewnie macie jeszcze całą listę osób którą musicie zaprosić.
  • O tak. - powiedział. - To my już uciekamy. Do jutra!
  • Do jutra! - odpowiedzieli.
  • Zazdroszczę im – powiedział Hiszpania, po tym jak zamknął drzwi.
  • Czego? - zapytał głupio Romano.
  • Miłości. Ich wzajemnej. Tego ze się kochają, że są ze sobą, że postanowili się pobrać i być jeszcze szczęśliwszymi.
   Romano zrobiło się smutno. Antonio przez niego nigdy nie będzie tak szczęśliwy jak Polska czy Litwa. Przez niego. On go kocha, ale Romano go nie. Jednak chce jego szczęścia, chciałby coś dla niego zrobić żeby poczuł się lepiej.
  • Też byś tak chciał? - zapytał retorycznie Romano.
  • Chciałbym, chyba każdy by chciał... Szkoda e mi to nie jest pisane.
  • Proszę nie mów tak! Przecież możesz pokochać kogoś innego i... - nie mógł dokończyć gdyż Antonio zatkał mu usta swoimi ustami.
   Całował go powoli, niepewnie. Ale potrzebował tego i nie wahał się tego zrobić.
  • Nie. - powiedział Romano odpychając go od siebie. - Proszę nie całuj mnie.
  • A ty nie mów bzdur! Myślisz że mógłbym tak po prostu pokochać kogoś innego? Zapomnieć o tobie i dać się ponieść jakiejś nowej miłości?
  • Może powinieneś... jakoś ułożyć sobie życie... z kimś innym...
  • A może ja nie chcę?
  • Dlaczego?
  • BO CIĘ KOCHAM! I nie wyobrażam sobie życia z kimś innym!
   Romano głupkowato zamrugał oczami. Chyba w końcu coś do niego dotarło.

sobota, 18 sierpnia 2012

rozdział 3


  • Anglio, nie daj się prosić! Choć tam ze mną!
  • Nie. - uciął krótko nawet nie myśląc nad tym o co go prosił.
  • Ale Prusy już nas tam zaprosił! Będą wszyscy!
  • To że będą wszyscy nie oznacza że ja też muszę! - oburzył się.
  • Ale to są urodziny!
  • Ale nie Prus tylko Ludwika. W dodatku sam solenizant nie ma zielonego pojęcia o tej imprezie na jego cześć.
  • No bo to jest impreza niespodzianka! Na tym to polega!
  • Wiem! Ale nie chcę tam iść i koniec kropka! Francjo nie zmuszaj mnie do czegoś czego nie chce!
   „I co ja mam zrobić? Miałem nadzieję że tym razem będę mógł się do niego zbliżyć, ale nie będzie to możliwe jeśli nie pójdzie! Jak go przekonać? A może by tak...”
  • Wiesz że Japonia też będzie? - spróbował podstępu.
  • Tak?
  • To jak? - zapytał Francja – Pójdziesz tam ze mną? Japonia na pewno się ucieszy kiedy tam ciebie zobaczy.
  • Tak myślisz?!
  • Tak. To jak? Pójdziesz tam ze mną?
  • Tak pójdę.


   Urodziny Niemiec o dziwo nie były sztywne. Wręcz przeciwnie wszyscy goście bawili się dobrze, nawet sam Ludwik wyglądał na wyluzowanego, co było prawie że dziwne.
  • Anglio zatańcz ze mną jeszcze raz proszę!
  • Nie już nie mam siły, muszę odpocząć. Ej jeszcze nie tańczyłeś z solenizantem może go wyrwiesz na parkiet, co?
  • Ludwika? Anglio nie obraź się, ale chyba cię pogięło.
  • Skąd wiesz? Może ci się uda? W końcu wygląda na to że dziś postanowił dobrze się bawić.
  • No dobra... spróbuje... - powiedział i nie chętnie zostawił Anglię samego.
   Artur (czyli Anglia. dop. aut.) podszedł do stolika z jedzeniem i zobaczył osobę dla której tu przyszedł, czyli Japonię. Podszedł do niego.
  • Cześć. - powiedział niby tak zwyczajnie, bez żadnych podświadomych słów czy chęci, tak po prostu zwyczajnie.
  • Hej. - odpowiedział mu rumieniąc się przy tym soczyście.
  • Co tam u ciebie słychać? W dalszym ciągu szukasz przyjaciół?
  • No tak troszkę... Choć ostatnio coraz mniej.
  • Dlaczego?
  • Bo w zasadzie znalazłem już przyjaciela. - powiedział nieśmiało Japonia.
   Anglia domyślił się że to o niego chodzi i uśmiechnął się do niego serdecznie.
  • Pamiętasz może... Jak się zaprzyjaźniliśmy?
  • Tak. Bardzo dobrze...
  • Opowiesz mi o tym jeszcze raz? - poprosił. Nie wiedział dlaczego ale lubił słuchać tej historii pomimo iż jest jej częścią i doskonale ją zna.
  • To było tak... Byłeś samotny więc postanowiłeś znaleźć przyjaciela. Ja również zacząłem go szukać gdyż mi również doskwierała samotność. Jako że oboje szukaliśmy przyjaciół, chciałeś się ze mną spotkać ale, nie spodobało to się twojemu szefowi. On chciał żebyś zaprzyjaźnił się z Rosją ale ty tego nie chciałeś. I wtedy twój szef zadzwonił do mojego szefa i powiedział że już nie chcesz się ze mną przyjaźnić. Mój szef powiedział mi o tym. Było mi z tego powodu smutno. Bo cię polubiłem. Poszedłem wtedy na górę, lubiłem tam przychodzić kiedy było mi smutno i źle. To była już noc, wiatr wiał a razem z nim liście, to była jesień. Przekonywałem sam siebie że samotność jest dobą rzeczą, że uszlachetnia i w ogóle. I wtedy usłyszałem twój głos krzyczący moje imię. Zdziwiłem się. Po tym przybiegłeś do mnie i przepraszałeś mnie za swojego szefa. Po tym długo rozmawialiśmy i wyjaśniliśmy sobie tą całą sytuację. A potem...
  • Pocałowałeś mnie na pożegnanie i zostawiłeś mnie na tamtym wzgórzu. - dokończył za niego Japonia.
  • Właściwie Japonio... Chciałem cię o to już dawno zapytać... Nie gniewasz się na mnie za tamto?
  • … - zmieszał się.
  • Znaczy to nic złego, przynajmniej ja tak tego nie odebrałem, ale zwyczajnie chciałbym wiedzieć.
  • Choć od tamtego czasu minęła cała jesień i zima to i tak wiedziałem że kiedyś mnie się o to zapytasz...
  • To jak? Gniewasz się wciąż na mnie za to?
  • Nie. - „Nie mógłbym gniewać się na ciebie za coś co chciałem żebyś zrobił” - Nie gniewałem się i nie gniewam się. Przecież nic takiego się nie stało.
  • Cieszę się że tak mówisz. - Powiedział uśmiechnięty. Nie chciał żeby osoba którą kocha przestała go lubić przez taką głupotę.