sobota, 25 sierpnia 2012

rozdział 6


  • Dlatego jest mi smutno. - powiedział szczerze Romano.
  • Dlaczego?
  • Bo ja ciebie nigdy tak nie uszczęśliwię. - powiedział smutno, naprawdę chciał zobaczyć szczęśliwego Antonio, swojego najlepszego przyjaciela, ale wiedział że przez siebie samego to nie będzie możliwe.
  • Dlaczego?
  • Co?
  • Dlaczego... dlaczego nie dasz mi szansy? Ja cię kocham, z dnia na dzień coraz bardziej. Ja nie wytrzymam rozumiesz? Proszę spróbujmy... - zalegał.
  • Ale ja nie chcę ryzykować naszą przyjaźnią.
  • Ale... ale jak nam nie wyjdzie, to trudno. Zapomnimy o całej tej sytuacji i będziemy udawać że nigdy nic nie było. Przynajmniej ja ze swojej strony to obiecuję.
   Romano nie wiedział co ma powiedzieć. Puścił przyjaciela i wybiegł z sali. To było trochę za dużo jak na jego głupiutką osobę.
  • Romano? - zdziwił się Polska widząc go na dworze siedzącego pod ścianą. - Coś się stało?
  • Tak.
  • Chodzi o Antonio?
  • Skąd wiesz? - zdziwił się.
  • Nie istotne. O co chodzi?
  • On się we mnie zakochał i... - wysłuchał całą tą historię od początku do końca, pomimo iż znał ją całkiem dobrze, przynajmniej z perspektywy Hiszpanii.
  • Krótko mówiąc on chce od ciebie szansy?
  • Tak... i nie wiem co powinienem zrobić ja...
  • Słuchaj. - przerwał mu – Ja zanim byłem z Litwą przyjaźniłem się z nim bardzo długi czas, może nie tak długo jak ty z Antonio, ale zawsze. I on też się po jakimś czasie we mnie zakochał. I gdybym mu wtedy nie dał szansy, nie przekonałbym się co mogłem stracić.
  • Czyli że ja powinienem, dać szanse Antonio?
  • Tak, tak uważam.
  • Dlaczego?
  • Może to dziwnie zabrzmi ale, on patrzy na ciebie takim samym rozmazanym wzrokiem jakim na początku patrzył na mnie Litwa, jakim Rosja patrzył na Chiny i jakim Anglia patrzy na Japonię. I wiesz co? Ja mam dziwne wrażenie jak na was patrzę że wam też się ułoży.

   Wesele się skończyło, gdzieś tak o siódmej. Rano pojechali do domu by o szesnastej przyjechać na poprawiny.
  • Dobra! UWAGA! Gramy w butelkę! - krzyczał Ameryka na niezłym kacu – A więc tak, zasady. Każdy każdego całuje nie zależnie od płci, od stanu cywilnego bądź statusu „w związku”, każdy każdego całuje bez wyjątków, chyba że się trafi rodzeństwo wtedy obydwoje oddają fanta, ok?
  • OK! - wszyscy krzyknęli chórkiem po czym usiedli w gigantycznym kole.
  • Mogę zacząć? - zapytał Ameryka. Wszyscy twierdząco pokiwali głowami więc zaczął.
   Wypadł mu Francja. Na cóż jak wszyscy to wszyscy. Podszedł do niego i złożył na ustach blondyna krótki pocałunek nie robiąc przy tym żadnych ceregieli.
Francja zakręcił butelką. Anglia. „O szlag by to...” Francja z uśmieszkiem na ustach podszedł i pocałował Anglię, dość długo i czule co nie spodobało się Japonii.
   Anglia zakręcił. Hiszpania. Wszyscy w śmiech włącznie z braćmi Włochy. Anglia podszedł i dosłownie cmoknął go w usta.
   Hiszpania zakręcił. Kręci się, kręci się, kręci... kurczę co jest z tą butelką?! W końcu się zatrzymuje. Romano. Antonio się uśmiecha jest widocznie zadowolony z obrotu sprawy. „No cóż...” podszedł do niego i go pocałował, powiedzmy że czulej niż by to przy grze w butelkę wypadało. Jednak nikomu to nie przeszkadzało, wszyscy widzieli ze coś się między nimi dzieję.
   Potem butelka powędrowała do Romano a tu Venezjano. Znowu śmiech. Chłopaki zdjęli po jednym bucie/fancie i gra toczy się dalej.
   Venezjano zakręcił, Niemcy... nie dobrze. Ludwikowi też to się średnio podobało, no ale cóż. Włochy północne podszedł do niego i pocałował go czule. Chciał szybko ale coś mu nie wyszło no cóż.
   Niemcom wypadł Rosja od którego czuło się jeszcze alkohol. No dopiero teraz był on wielce szczęśliwy.
   Rosji wypadł Chiny. To dopiero był czulszy pocałunek niż na grę w butelkę by wypadało.
   Chinom wypadł Litwa. Znowu wszyscy w śmiech.
Litwie wypadł Polska. I teraz wszyscy się obudzili. Nie było osoby na sali która nie wołała by „gorzko, gorzko!” no i cóż jak na panów młodych przystało zrobili niezłe widowisko, ku radości swoich gości.

   Grali całkiem długo i większość gości po dwudziestej już sobie poszła wtedy Romano podszedł do Antonio.
  • Wiesz przemyślałem to i... - powiedział patrząc za siebie. - Egh dam ci tą szanse. - dopowiedział patrząc w jego piękne oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz