piątek, 3 sierpnia 2012

rozdział 2


  Romano nie wierzył w to co usłyszał. Patrzył z wielkimi oczami na przyjaciela. Kumpla z dzieciństwa którego myślał że znał, co okazało się że wcale go nie zna. A Antonio spuścił wzrok. Bał się jego reakcji.
  • C-co? - wykrztusił z siebie Romano nie wierząc w jego słowa – możesz to powtórzyć?
  • Romano (…) ja cię kocham... - spojrzał głęboko w jego oczy.
   Romano zastygł. I co teraz będzie? Co powinien zrobić? Jak powinien się zachować? Bał się. Nie chciał stracić przyjaciela, tego był pewny, ale on nic do niego nie czuje i będzie musiał go odrzucić, co go zrani. Spanikował.
  • Aha, to fajnie – w końcu odpowiedział, stwierdzając że powinien mu odpowiedzieć.
   Hiszpania się na niego dziwnie spojrzał.
   „Ja mu tu mówię że go kocham, a on mi na to że to fajnie, kurczę chyba serio nie wie jak to przyjąć do wiadomości.” pomyślał Antonio.
  • Ja już pójdę – powiedział Romano wstając z krzesła.
   Hiszpania go nie zatrzymywał, po prostu patrzył jak odchodzi od niego. Trochę było mu żal i towarzyszył mu strach. Bał się o ich przyjaźń. Bał się odrzucenia od strony Romano i to strasznie. To właśnie przez ten strach nie powiedział mu o swych uczuciach przez tak długi czas. Co teraz będzie z ich przyjaźnią?
   Minęło kilka dni. Niestety obawy Hiszpanii potwierdziły się, Romano go unikał. Bolało go to. Powoli zaczął żałować tego że powiedział mu o swoich uczuciach.
   To było chore. Gdzie się pojawiał Hiszpania tam znikał Romano. Gdy tylko zobaczył go na ulicy, robił w tył zwrot i wręcz przed nim uciekał. Antonio wiedział o tym doskonale, jednak nie miał mu tego za złe. W zasadzie to rozumiał to zachowanie ale, i tak było mu z tego powodu przykro.
   Hiszpania czuł się samotny odkąd Romano do niego nie przychodził, dlatego zaprosił do siebie Prusy.
   Wyżalił się on przyjacielowi który wiedział o skrywanej miłości Antonio. Cierpliwie słuchał i przytakiwał aż gdy opowieść się skończyła powiedział:
  • Nie martw się na zapas, kiedyś będzie dobrze – i uśmiechnął się do niego serdecznie.
  • Tak, też mam taką nadzieję – po czym upił łyk soku pomarańczowego. Ulubionego Romano.
  • Jesteś durnym kretynem! - wrzasnął rozwścieczony Wenezjano na brata – Mówiłem ci „Nie gotuj pasty, bo mam jej już dosyć” a ty co? Ugotowałeś pastę.
  • No, no ale ja nie chciałem! - starał się jakoś usprawiedliwić Romano.
  • Nie chcący ugotowałeś pastę jak miałeś zrobić pizze. Wiesz co? Nie kupuję tego ani trochę.
  • No, no ale...
  • Mógłbyś nie świrować wiecznie wielkiego dzieciaka i chociaż się przyznać do błędu. I mógł byś czasami pomyśleć o innych i ugotować coś innego niż pastę!
  • Ja wiem, ale...
  • Mam już dość twojego tłumaczenia! Zejdź mi z oczu! Najlepiej wyjdź z domu i u kogoś przenocuj!
  • Ale bracie!
  • Powiedziałem! - Wenazjano nie był w nastroju, mówił zupełnie poważnie o tym aby jego brat wyniósł się na noc z domu.
   Romano spuścił smutno wzrok. Posłusznie wyszedł z domu.
   „Tylko gdzie teraz pójdę?” zapytał się sam w myślach Romano. „Do Niemiec nie pójdę, pewno jeszcze się gniewa... a może by tak... NIE to głupi pomysł... ale chyba nie mam innego wyboru” podszedł pod drzwi Hiszpanii. Zapukał.
  • Tak? - w drzwiach stał nie kto inny jak Antonio – Romano? - zdziwił się, ale od razu na widok przyjaciela mimowolnie się uśmiechnął.
  • Romano? - zdziwił się Prusy który siedział na kanapie.
  • Coś się stało? - zapytał z troską przyjaciela który miał minę zbitego psa.
  • Taak. - odpowiedział mu.
  • To ja już będę leciał – powiedział Prusy zakładając buty – nie chcę wam przeszkadzać – dodał.
  • Nie będziesz przeszkadzał! - powiedział wręcz panicznie Romano, boi się byś sam na sam z Hiszpanią.
  • Nie, nie, ja i tak muszę iść z bratem na piwo. Do zobaczenia! - rzucił im i wyszedł.
  • To co się stało? - zapytał Antonio gdy zostali w końcu sami.
  • Wenezjano mnie wyrzucił z domu.
  • I pewnie znowu przez pastę? - zapytał rozbawiony.
  • No... tak.
  • Jak to jest że przez nią masz zawsze jakieś kłopoty a i tak to jest twoje ulubione danie, co?
   Coś w tym było. Przez pastę rozzłościł nie jednokrotnie swojego brata, Niemcy i całą masę innych swoich znajomych.
  • Słuchaj no bo ja... bo wiesz... czy mogę dzisiaj u ciebie spać? - w końcu z siebie wykrztusił.
  • Jasne – serdecznie uśmiechnął się do niego i zaprowadził go do pokoju w którym zawsze spał jak tylko nocował u Hiszpanii.
  • To dobranoc. - powiedział i wszedł do środka.
  • Dobranoc odpowiedział mu.
   W środku nocy Hiszpania obudził się, nie mógł zasnąć. Postanowił więc że pójdzie zobaczyć czy wszystko w porządku u Romano.
   Wszedł do pokoju w którym spał. Spał jak zabity, zupełnie zrzucił kołdrę z łóżka a jego głowa zwisała w dół.
   „Jak zawsze” pomyślał. Podszedł do śpiącego i położył jego głowę na poduszce tak delikatnie jak tylko się dało, po to aby go nie obudzić. Po czym podniósł kołdrę i go okrył.
   „Jak on spokojnie wygląda kiedy śpi” pomyślał. Nie mógł się powstrzymać. Schylił się nad nim i delikatnie musnął jego usta.
  • Dobranoc, śpij dobrze – powiedział do śpiącego.
   Teraz Antonio już wiedział że nie będzie oczekiwał od przyjaciela miłości. W zupełności mu wystarczy że będzie szczęśliwy, nie ważne z kim, nie ważne czy z kimkolwiek. Dla niego od dziś będą ważne dwie rzeczy. Jego szczęście i to czy jego serce bije. Nie ważne że nie dla niego, nie ważne że dla niego nigdy nie będzie ono biło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz